— Ani kroku dalej, Najjaśniejszy Panie — zawołał oficer, zastępując drogę Ludwikowi.
— Cóż tam znowu? — zapytał król, zatrzymując się przy progu drzwi, z poza których słychać było węszenie psów, czujących pana.
— Wybacz mi, Najjaśniejszy Panie, moją gorliwość, nie mogę jednak zezwolić, ażeby się Wasza Królewska Mość tu zbliżał.
— Aha rozumiem, gabinet nie jest w należytym porządku... Wypuść zatem Gredinet’a!
— Najjaśniejszy Panie, wyszeptał oficer, strojąc twarz w wyraz zbolały — Gredinet od dwóch dni nie je, ani nie pije i zachodzi obawa czy, nie jest wściekły.
— O! — zawołał Ludwik XV — jestem zatem niezaprzeczenie najnieszczęśliwszym z ludzi! Gredinet wściekły! — byłby to szczyt moich utrapień. Oficer od chartów czuł się w obowiązku uronienia łzy dla okazania współczucia.
Król wykręcił się na pięcie i powrócił do gabinetu, gdzie oczekiwał nań pokojowy.
Spostrzegłszy zmienioną twarz króla, usunął się we framugę okna.
— Widzę, widzę to dobrze — mruczał Ludwik XV, nie zwracając uwagi na wiernego sługę, który dla króla nie był człowiekiem — widzę dobrze — powtarzał, chodząc wielkiemi krokami! — widzę, widzę! Pan de Choiseul drwi sobie ze mnie; delfin uważa się już w połowie za panującego i sądzi, że
Strona:PL Dumas - Józef Balsamo.djvu/412
Ta strona została przepisana.