pani de Béarn zaparła ją więc landarą swoją zupełnie. Zapłaciwszy pocztyljonom, rozkazała odprowadzić karetę do oberży, w której zwykłe się zatrzymywała, to jest pod Pijącego Koguta, przy ulicy Saint-Germain des Pres.
Weszła na ciemne schody pana Flageot, zadowolona z chłodu, który na nich panował, a tak pożądanym był po przebytej z pośpiechem i wśród upału podróży.
Adwokat, gdy mu służąca Małgorzata oznajmiła panią de Béarn, podciągnął do góry dolną część swego ubrania, osuniętą z powodu gorąca, nacisnął na głowę perukę, która na wszelki wypadek zawsze się pod ręką znajdowała i narzucił gruby szlafrok bawełniany.
Tak wystrojony i uśmiechnięty, wyszedł na spotkanie kljentki.
Oblicze jego wyrażało atoli takie zdziwienie, że hrabina uczuła się nieco zmieszaną.
— No, jestem! kochany panie Flageot — zawołała — jestem!
— A widzę, pani hrabino, odpowiedział pan Flageot — i ściągając skromnie szlafrok na przodzie, poprowadził panią de Béarn do fotela obitego skórą i stojącego w najlepiej oświetlonym kącie gabinetu, przezornie odsuwając ją od papierów na biurku rozłożonych, bo znał ciekawość swego gościa.
— Pozwól mi pani — odezwał się z galanterją — nacieszyć się naprzód tak miłą niespodzianką.
Strona:PL Dumas - Józef Balsamo.djvu/420
Ta strona została przepisana.