I wykrzyknęła hrabina, — to otchłań, drogi panie Flageot.
— A dlaczego? — odpowiedział prawnik; dlatego, że sprawiedliwość nie jest już sobą, bo pan de Maupeau chce być kanclerzem, zamiast prezesem pozostać.
— Panie Flageot, napiję się teraz chętnie.
— Małgorzato! — krzyknął adwokat.
Nie było jej. Wysunęła się spostrzegłszy, że rozmowa weszła na tor pokojowy. Teraz wróciła z dwoma szklankami na tacy, którą była wyniosła. Pani de Béarn wychyliła powoli swoje piwo, zaszczyciwszy poprzednio adwokata trąceniem o jego szklankę. Potem pożegnała go smutnym ukłonem i smutniejszem jeszcze „do widzenia” i skierowała swe kroki do przedpokoju.
Pan Flageot szedł za nią z peruką w ręku. Pani de Béarn stanęła nad schodami i zaczęła szukać poręczy, gdy jakaś ręka spoczęła na jej ręce, a jakaś głowa odbiła się od jej piersi.
Ręka ta i głowa należały do jednego z dependentów — który po cztery stopnie przeskakując pędził na górę.
Stara hrabina, złorzecząc, poprawiła suknię i schodziła dalej, dependent zaś dopadł do drzwi pchnął je, i zawołał rozradowanym donośnym głosem prawdziwego jurysty:
— Oto jest, panie Flageot, jest — w sprawie Béarn!
I podał papier adwokatowi.
Strona:PL Dumas - Józef Balsamo.djvu/427
Ta strona została przepisana.