Strona:PL Dumas - Józef Balsamo.djvu/430

Ta strona została przepisana.

— O panie Flageot, co mi pan mówisz?
— Prawdę, kochana pani.
— Nie tylko że sam tracisz odwagę, lecz i mnie resztę jej odbierasz?
— Nie, nie może być nic dobrego przy panu Maupeau.
— Do tego stopnia słaby z pana Cyceron?
— Cyceron byłby także przegrał sprawę, gdyby był bronił jej przed Verresem, a nie przed Cezarem, odpowiedział pan Flageot, zdobywając się na tę skromną odpowiedź wobec nadzwyczajnego zaszczytu uczynionego mu przez klientkę.
— Radzisz mi zatem, ażeby go nie odwiedzać?
— Uchowaj Boże, nie mogę radzić pani nic podobnego; żałuję tylko, że jest pani do tego zmuszoną.
— Mówisz, panie Flageot, jak żołnierz mający zamiar uciec ze stanowiska. Możnaby przypuścić, że się obawiasz sprawy.
— Pani hrabino, odpowiedział adwokat, przegrałem w mojem życiu nie jedną, która zapewniała większe widoki zysku, aniżeli ta.
Hrabina westchnęła, ale przywołując całą swoją energję:
— Nie ustąpię, dodała z rodzajem godności stanowiącej sprzeczność z całą tą trochę komiczną rozmową, — nie będzie mi nikt mógł powiedzieć, że broniąc swej słusznej sprawy, cofnęłam się przed intrygą. Przegram, ale pokażę ludziom złej wiary