Strona:PL Dumas - Józef Balsamo.djvu/449

Ta strona została przepisana.

nu — rzekł kanclerz półgłosem, — on ci poda silne ramię.
— Ja tylko jedno — dorzucił Dubarry ze znaczącą miną, — ale znam kogoś, kto posiada dwa mocne i długie i wyciąga je do was, hrabino.
— O! panie wicehrabio — zawołała stara dama, — czyż mogę w to uwierzyć?
— Przysługa za przysługę, proszę pani; przyjmuję waszą, niech pani przyjmie moją. Dobrze?
— Czy ja przyjmuję... O! za wiele szczęścia.
— Zatem! jadę do siostry: racz pani przyjąć miejsce w moim powozie.
— Jakto, tak odrazu, bez żadnego przygotowania?... Oh! bez żadnego powodu wicehrabio, nie ośmieliłabym się.
— Przeciwnie, powód łatwo da się znaleźć — podchwycił kanclerz, wsuwając w rękę hrabinie dyplom dla Zamora.
— Ekscelencjo! — zawołała hrabina — jesteś moją opatrznością, tak, jak wicehrabia jest kwiatem szlachty francuskiej.
— Do usług pani... powtórzył Dubarry, wskazując drogę hrabinie, której w tej chwili jakby skrzydła wyrosły.
— Dzięki ci, w imieniu siostry, kuzynie — wyszeptał pocichu wicehrabia do pana de Maupeau. — Dobrze odegrałem moją rolę, co?
— Wybornie, — rzekł Maupeau. — Opowiedz tam jak ja wykonałem swoją. Ale, pilnuj się, stara jest mądra...