Było to łaską Opatrzności dla biednej hrabiny, która pozostawiona sama sobie, umarłaby chyba z nudów. Na królowaniu, ploteczkach i kokieterji czas zeszedł jej prędzej.
Wpół do ósmej biło na zegarze kościoła świętego Eustachego, gdy przejeżdżał tamtędy wicehrabia, wioząc hrabinę de Béarn do siostry.
Rozmowa w karecie toczyła się jeszcze na ten sam temat. Wicehrabia, przybierając ton protektora, podziwiał szczęśliwy zbieg okoliczności, który pozwoli pani de Béarn poznać hrabinę Dubarry; pieniaczka ze swej strony unosiła się nad grzecznością i uczynnością wicekanclerza. Tymczasem konie stanęły przed domem hrabiny.
— Pani pozwoli, że uprzedzę hrabinę, jaki zaszczyt ją czeka, rzekł wicehrabia, wprowadzając starą damę do salonu, który służył za poczekalnię.
— O! panie, rzekła hrabina, byłabym niepocieszona, gdyby jej odwiedziny moje w czemkolwiek miały przeszkodzić.
Jan zbliżył się do Zamora, czatującego na przybycie wicehrabiego u okien przedsionka i wydał mu po cichu rozkaz.
— Ach! co za rozkoszny murzynek! — wykrzyknęła hrabina.
— Czy to siostry pańskiej?
— Tak pani! jest to jeden z jej ulubieńców.
— Winszuję mu tego.
W tejże chwili otworzyły się podwoje salonu, i pokojowiec wprowadził hrabinę de Béarn do
Strona:PL Dumas - Józef Balsamo.djvu/452
Ta strona została przepisana.