Strona:PL Dumas - Józef Balsamo.djvu/463

Ta strona została przepisana.

— To niech nam pan ją powie.
— Jest tylko jedno nieszczęście.
— Jakie znowu?
— Nie można myśli mojej wykonać,.
— Powiedz pan jednakże.
— Doprawdy, boję się, ażeby żalu próżnego nie wywołać.
— Nie zważaj pan, wicehrabio, mów.
— A gdyby powiedzieć pani d’Alogny o uwadze króla, jaką uczynił, patrząc na portret Karola I-go.
— Ależ, wicehrabio, byłoby to niegrzecznie...
— Tak, to prawda.
— Nie myślmy lepiej o tem.
Pieniaczka westchnęła.
— Szkoda wielka — ciągnął wicehrabia jakby do siebie — wszystko dobrzeby się składało; matrona rozumna, z nazwiskiem historycznem, trafia się zamiast pani d’Alogny; wygrywa proces, syn jej zostaje pułkownikiem, wracają jej koszta procesu. Nie, podobnego szczęścia nie spotyka się w życiu dwa razy!
— O z pewnością nie! — wyrzekła pani de Béarn odurzona,.
— Widzisz, braciszku — zaczęła ze współczuciem hrabina — zasmuciłeś panią. Czyż nie dosyć, iż nie mogę nic zrobić dla niej u króla przed prezentacją moją?
— O! gdybym mogła odroczyć termin procesu!