Strona:PL Dumas - Józef Balsamo.djvu/465

Ta strona została przepisana.

kuje i pragnie się odwdzięczyć. Pani wtedy zaczyna o procesie...
Dubarry błyszczącym wzrokiem patrzyła na starą damę, która zaczęła potrochu domyślać się podejścia.
— O ja, taka nienacząca osobistość, czyżby Jego Królewska Mość chciał...
— W tym wypadku dobre chęci wystarczą — powiedział Jan.
— Jeżeli tylko o to chodzi...
— Myśl jest doskonała — rzekła Dubarry z uśmiechem — lecz może pani hrabina nawet dla procesu, nie podjęłaby się udawania?...
— A któżby o tem wiedział? — rzekł Jan.
— Rzeczywiście — odparła hrabina, chcąc się wykręcić — wolałabym oddać pani inną, ważniejszą usługę i zyskać jej przyjaźń...
— Bardzo pani łaskawa, — odpowiedziała Dubarry z ironją.
— Posiadam jeden jeszcze sposób — rzekł Jan.
— Aby przysługa moja była prawdziwą?
— Jak uważam, wicehrabio, stajesz się poetą — rzekła Dubarry — pan Beaumarchais mógłby ci pozazdrościć.
— Żarty na bok — powiedział Jan. — Czy dobrze jesteś siostrzyczko z baronową d’Alogny?
— Jak najlepiej.