Strona:PL Dumas - Józef Balsamo.djvu/468

Ta strona została przepisana.

— Przypuśćmy nawet, iż pani d’Alogny zgodzi się — podchwyciła hrabina — to czyż można ją pozbawiać korzyści...
— Dobroć królewska jest dla mnie niewyczerpaną — dodała faworyta.
— O! jakżeby to zmiażdżyło Saluces’ów, których cierpieć nie mogę! — zawołał Jan.
— Gdybym oddała się na usługi pani — zaczęła stara pieniaczka, pociągnięta wyrachowaniem i komedją dwojga spiskujących — nie mogłabym jeszcze uważać kłopotów swych za skończone; proces uznany dziś za stracony dla mnie, jutro tak samo trudny byłby do wygrania.
— Gdy tylko król zechce... dodał pośpiesznie wicehrabia.
— Pani ma rację zupełną i podzielam jej zdanie — przerwała faworyta.
— Co mówisz? — zawołał wicehrabia ździwiony.
— Mówię, iż dla kobiety pani nazwiska, wymaganiem naturalnem jest, aby proces szedł drogą prawidłową. Dodaję jednak, że ani woli ani szczodrobliwości królewskiej tamować nie wolno i gdyby król, nie chcąc wpływać na bieg sprawiedliwości, ofiarował pani inne wynagrodzenie?...
— Niestety! jak wynagrodzić stratę dwustu tysięcy liwrów!
— Najpierw darem królewskim stu tysięcy liwrów?