Strona:PL Dumas - Józef Balsamo.djvu/469

Ta strona została przepisana.

— Sprzymierzeni spojrzeli na swą ofiarę.
— Mam syna — rzekła.
— Tem lepiej! jedna więcej podpora dla rządu, wierny sługa królewski.
— Czy zrobionoby cokolwiek dla mego syna?
— Ja za to ręczę — rzekł Jan — zostałby co najmniej pułkownikiem w gwardji.
— Czy posiada pani więcej krewnych? — zapytała faworyta.
— Mam jeszcze siostrzeńca.
— I dla niego coś wymyślimy.
— Zajmiesz się tem, wicehrabio — dodała, śmiejąc się, faworyta.
— Więc gdyby król uczynił to wszystko dla pani, czy byłabyś mu wdzięczną?
— Uważałabym go za najwspanialszego z monarchów, a panią za najłaskawszą, gdyż miałabym to przekonanie, że pani najwięcej dla mnie uczyniła.
— Niech pani uważa, że umowa nasza traktowana jest poważnie.
— Wiem pani, i zgadzam się — odrzekła stara, blada ze wzruszenia.
— Pozwoli mi pani, abym z Jego Królewską Mością o niej pomówiła?
— Proszę o ten zaszczyt — odpowiedziała pieniaczka z westchnieniem.
— Nastąpi to najpóźniej dziś wieczorem —