Strona:PL Dumas - Józef Balsamo.djvu/470

Ta strona została przepisana.

odrzekła faworyta, podnosząc się — a teraz, szanowna pani, rachuję, iż pozyskałam jej przyjaźń.
— O! pani, to ja proszę o waszą — odpowiedziała stara dama, kłaniając się — wszystko, co się stało, snem mi się wydaje.
— Obrachujmy teraz — rzekł Jan, chcąc dać podstawę materjalną marzeniom hrabiny, sto tysięcy liwrów, jako wynagrodzenie kosztów procesu, podróży, honorarjum adwokatów, i t. p. Dowództwo pułku dla młodego hrabiego...
— Będzie to dla niego początkiem świetnej karjery!
— I cośkolwiek dla siostrzeńca, czy prawda?
— Tak, panie.
— Znajdzie się coś niezłego, ja za to ręczę.
— Kiedy będzie mi wolno przedstawić się pani? — zapytała stara dama.
— Jutro zrana kareta moja zabierze panią i powiezie do Luciennes; o dziesiątej zawiadomię króla, który tam będzie; zaraz on panią powita.
— Pozwól pani towarzyszyć sobie — rzekł Jan, podając ramię hrabinie.
— Nie pozwolę na to, zostań pan, proszę bardzo — rzekła stara dama.
— Pozwól, hrabino, chociaż do schodów...
— Jeżeli już koniecznie...
I przyjęła ramię wicehrabiego.
— Zamor! — zawołała hrabina.