Strona:PL Dumas - Józef Balsamo.djvu/480

Ta strona została przepisana.

— Ależ to wpół do jedenastej! — zawołał — spałem trzy godziny prawie.
— Akurat tyle, Najjaśniejszy Panie; — no powiedz-że, czy się źle w Luciennes sypia?
— Nie, nie na honor! Lecz cóż ja widzę, u djabła? — wykrzyknął spostrzegając Zamora.
— Widzi Wasza Królewska Mość gubernatora Luciennes.
— Jeszcze nie, nie — powiedział król, śmiejąc się. Jakto! ten dudek włożył uniform, chociaż nie ma jeszcze nominacji? Widocznie ufa mojemu słowu!
— Najjaśniejszy Panie, mamy chyba wszelkie prawo liczyć na to wasze słowo. — Zamor przytem posiada już dyplom.
— Jakto?
— Przysłał mi go wicekanclerz: oto jest. Jedyną formalnością jaka pozostaje do spełnienia, jest przysięga; każ mu ją wykonać niezwłocznie i niechaj czuwa nad nami.
— Zbliż się, panie gubernatorze — powiedział król.
Zamor się zbliżył; przybrany był w mundur z kołnierzem haftowanym i kapitańskiemi epoletami, w krótkie spodnie, jedwabne pończochy i szpadę. Szedł krokiem sztywnym i miarowym, z wielkim trójgraniastym kapeluszem pod pachą.
— Będzie on umiał przysięgać?... — zapytał król.
— Spróbuj, Najjaśniejszy Panie.