Strona:PL Dumas - Józef Balsamo.djvu/502

Ta strona została przepisana.

Mość ma zamiar nam powiedzieć, należą do dziesięciu tysięcy wybranych?
— Nie, hrabino, te do ciebie są skierowane.
— Do mnie?
— Tak, do ciebie, hrabino.
— Przez kogo?
— Przez pana Voltaire’a.
— I on je polecił Waszej Królewskiej Mości?...
— O nie, przesłał je wprost pod adresem pani.
— Jakto?... bez listu?
— Przeciwnie, z bardzo eleganckim bilecikiem.
— A! rozumiem: Wasza Królewska Mość pracował dziś rano z dyrektorem poczty.
— Naturalnie.
— Proszę, Najjaśniejszy Panie, raczcie mi przeczytać te wiersze pana Voltaire’a.
Ludwik XV rozłożył papier i wiersze odczytał. Poeta pochlebiał hrabinie, porównywując ją do Wenus, bogini miłości, lecz równocześnie brał w obronę pana de Choiseul, którego, jak ongiś Odysseusza, ścigała bogini swym gniewem.
— Stanowczo, Najjaśniejszy Panie — rzekła hrabina, więcej dotknięta, niż wdzięczna — stanowczo pan Voltaire chce się pogodzić z wami.
— Próżne zabiegi — powiedział Ludwik XV duch to niespokojny, przewróciłby wszystko do góry nogami, gdyby znów znalazł się w Paryżu.
Niech się uda do przyjaciela swego, Fryderyka II, ja mam dosyć pana Rousseau.