Strona:PL Dumas - Józef Balsamo.djvu/504

Ta strona została przepisana.

— Jeżeli pani domu niema nic przeciwko temu.
Hrabina się podniosła.
— Co to znaczy? — zapytał Ludwik XV.
— Chcę wam usłużyć, Najjaśniejszy Panie.
— Widzę, że najlepiej będzie pozwolić wam robić, co chcecie — rzekł król, wyciągając się na krześle z miną człowieka, któremu dobra kolacja powróciła równowagę humoru.
Hrabina przyniosła na srebrnej podstawie małą maszynkę z prawdziwą mokką, przysunęła filiżankę pozłacaną i karafeczkę kryształową; później papier do zapalenia.
Król z przejęciem zabrał się do gotowania; włożył cukier, odmierzył kawę, podlał spirytusu, wziął podsunięty papierek, zapalił u świecy i zbliżył do spirytusu.
W pięć minut zapijał kawę z rozkoszą skończonego gastronoma.
Hrabina milczała, lecz gdy ostatnią kroplę wychylał:
— Ach! Najjaśniejszy Panie — zawołała — gotując kawę, spaliłeś wiersze pana Voltaire’a, to przyniesie panu Choiseul nieszczęście.
— Nie znałem cię dotąd, hrabino — rzekł król, nie jesteś czarodziejką, ale szatanem.
Hrabina wstała.
— A może Wasza Królewska Mość — rzekła — życzy sobie przekonać się, czy gubernator powrócił?