Strona:PL Dumas - Józef Balsamo.djvu/508

Ta strona została przepisana.

Wprawiałam się w nie od roku.
— A suknię masz?
— Dosyć dwudziestu czterech godzin na to, aby była gotowa.
— Masz chrzestną matkę?
— Będzie tu za godzinę.
— A zatem, hrabino! zróbmy układ.
— Jaki?
— Nie wspomnisz mi więcej o zajściu wicehrabiego Jana z baronem de Taverney.
Pośwęcamy więc biednego Jana?
— To konieczne.
— Zgoda! Najjaśniejszy Panie — nigdy ani wzmianki... Dzień?
— Pojutrze.
— Godzina?
— Dziesiąta wieczorem, jak zwykle.
— Słowo, Najjaśniejszy Panie?
— Powiedziane.
— Słowo królewskie?
— Słowo szlacheckie.
— Twoja ręka, Francjo.
I pani Dubarry wyciągnęła do króla śliczną małą rączkę, na której Ludwik XV położył swoją.
Tego ranka, w Luciennes, wszystko odczuwało wesołość władcy; przegrał on na punkcie, na którym oddawna zdecydowany był przegrać, lecz wygrał za to na innym: było to całem jego wynagrodzeniem. Dałby sto tysięcy liwrów Janowi pod warunkiem, ażeby wyjechał do wód pirenejskich lub