Strona:PL Dumas - Józef Balsamo.djvu/512

Ta strona została przepisana.

I nadstawiła królowi świeże swoje policzki, na których złożył on dwa głośne pocałunki.
— Niech djabli wezmą podpisy i tych, co przyjeżdżają po nie! Kto też to wynalazł ministrów, teki i stemple?
Zaledwie skończył swoje złorzeczenia, gdy minister i teka wchodzili drzwiami przeciwległemi tym, któremi wyszła hrabina.
Król wydał drugie westchnienie, jeszcze bardziej melancholijne, niż poprzednie.
— Ach! jesteś, Sartines — powiedział — jakiś ty akuratny!
Powiedział to z takim akcentem, iż trudno było zrozumieć, pochwała to, czy wymówka.
Pan de Sartines roztworzył tekę i zabierał się do pracy, gdy skrzypienie kół powozowych po piasku alei doszło do ich uszu.
— Zaczekajno, Sartines — powiedział król.
I pobiegł do okna.
— Jakto? — zawołał — hrabina wyjeżdża?
— Tak jest, Najjaśniejszy Panie — odpowiedział minister.
— I nie czeka na hrabinę de Béarn?
— Najjaśniejszy Panie, bodaj, że znużona czekaniem, sama się po nią udaje.
— Ta dama miała jednakże przybyć dzisiaj...
— Najjaśniejszy Panie — nieledwie pewny jestem, że nie przybędzie wcale.
— Jakto? ty wiesz o tem Sartines?
— Muszę, Najjaśniejszy Panie, choć trochę