w Paryżu, bo jej nie dowierzałem i miałem słuszność, jak widzisz. O dziewiątej wieczorem poszedłem do hotelu pod „Piejącym kogutem“.
Słucham, patrzę, wszystko w porządku. Sądziłem już, że mogę powrócić i położyć się spać. Wracam tedy i śpię.
Raniutko budzę się, budzę Patrycego i każę mu mieć na oku hotel.
O dziewiątej, uważaj dobrze, o godzinę wcześniej, niż było umówione, przybywam karetą; Patrycy nie dostrzegł nic alarmującego, uspokojony idę do hrabiny.
We drzwiach służąca mnie zatrzymuje i oznajmia, że hrabina słaba, nie może dziś wyjść, a kto wie, czy choroba nie przeciągnie się z jaki tydzień.
Przyznaję, że się tego zupełnie nie spodziewałem.
— Jakto! nie może wyjść, cóż jej się stało?
— Jest bardzo słaba.
— Słaba? niepodobna. Wczoraj była zdrowiuteńka.
— Tak, proszę pana. Ale pani ma zwyczaj sama gotować sobie czekoladę, otóż dziś rano wylała z maszynki cały ukrop na nogę i oparzyła się okrutnie. Na krzyk pani hrabny nadbiegłam. Pani zemdlała, zaniosłam ją na łóżko, a w tej. chwili, zdaje mi się, zasnęła.
Pobladłem, jak twoje koronki, hrabino, i zawołałem:
— To kłamstwo!
Strona:PL Dumas - Józef Balsamo.djvu/521
Ta strona została przepisana.