Strona:PL Dumas - Józef Balsamo.djvu/527

Ta strona została przepisana.

Słucham z uwagą; lecz ponieważ nigdy jej nie widziałam...
— Zdaje się pani tylko.
— Czyżbym ją kiedy widziała?
— Tak, a nawet ją pani u siebie w domu przyjmowała.
— Pannę Dubarry?
— Ją samą. Ale wtedy nazywała się panną Flageot.
— O! — zawołała stara z goryczą, której ukryć nie była w stanie — więc ta mniemana panna Flageot, która aż do mnie trafiła, wyciągnęła z domu i zmusiła prawie do podróży, to była pani siostra?
— We własnej osobie, szanowna pani.
— A kto ją nasłał na mnie?
— Ja sama.
— Czy dlatego, ażeby ze mnie zażartować?
— Dlatego, aby oddać pani przysługę, a jednocześnie, abyś pani i mnie usłużyła.
Stara dama zmarszczyła gęste brwi siwe.
— Zdaje mi się — powiedziała, — że jej odwiedziny nie wyjdą mi na dobre.
—Czyżby pan de Maupeau źle panią przyjął?
— Tak, zdawkową monetą uprzejmości.
— Zdaje mi się, iż miałam zaszczyt ofiarować pani coś lepszego nad ową zdawkową monetę.
— Pani łaskawa, człowiek proponuje, a Bóg dysponuje...