— Jakto pani rozumie?
— A to, widzi pani, bywa zwyczajna czerwoność, opuchnięcie lub starcie skóry. Nie jestem doktorem, lecz przecie w życiu każdy się kiedyś oparzył mniej lub więcej.
— O pani, to jest starcie skóry.
— Mój Boże, jak też pani fatalnie cierpieć musi. Czy pozwoli pani przyłożyć sobie mojego olejku?
— Z wdzięcznością, droga pani. Czy go pani z sobą przyniosła?
— Nie; lecz przyślę natychmiast.
— Serdecznie pani dziękuję.
— Chciałabym tylko zobaczyć ranę.
Stara się poruszyła.
— O nie, pani — zawołała — to za przykry byłby widok...
— Dobrze — pomyślała Dubarry — złapała się baba.
— O, niech się pani nie lęka — rzekła — widok ran mnie nie przestrasza.
— Zanadto znam zwyczaje światowe, abym...
— Gdy idzie o pomoc bliźniemu, zapomnijmy o tych zwyczajach.
I szybko skierowała rękę ku nodze zranionej.
Stara krzyknęła, choć pani Dubarry zaledwie się jej dotknęła.
— Dobrze gra komedję — szepnęła hrabina, przyglądając się minom pani de Béarn.
Strona:PL Dumas - Józef Balsamo.djvu/529
Ta strona została przepisana.