Trzeba mi natychmiast pułku dla syna i nominacji na pułkownika.
— A kto pułk umunduruje?
— Król, ma się rozumieć, bo, gdybym na to wydała otrzymane dwieście tysięcy liwrów, byłabym równie biedną, jak dzisiaj jestem.
— Policzywszy dobrze, mamy już sześćset tysięcy liwrów.
— O nie, czterysta tylko, i to w przypuszczeniu, że pułk kosztować będzie dwieście.
— Niechże tak będzie.
— Chcę jeszcze prosić króla, o wynagrodzenie za winnicę moją w Turenji, czyli za cztery morgi doskonałej ziemi, którą inżynierowie królewscy zabrali mi przed jedenastu laty na kanał jakiś.
— Przecież zapłacono pani?
— Tak jest, lecz podług oceny biegłych, ja zaś ceniłam tę winnicę dwa razy wyżej, niż oni.
— Dobrze, dobrze, będzie pani miała zapłacone po raz drugi.
Czy już wszystko?
— Przepraszam. Brak mi gotówki, jak to zapewne pani zauważyła; a winna jestem panu Flageot coś około dziewięciu tysięcy liwrów.
— Jeszcze dziewięć tysięcy?
— Bez tego obejść się nie mogę.
— Zapłacę te dziewięć tysięcy z własnej szkatuły. Spodziewam się, że pani ze mnie zadowolona?
— Najzupełniej, droga pani; lecz i ja dowiodłam pani swoich dobrych chęci.
Strona:PL Dumas - Józef Balsamo.djvu/532
Ta strona została przepisana.