Tylko, na Boga!... drogi Acharacie, każ zrobić daszek nad kominem i konduktor piorunowy!... Niech mi woda nie kapie — niech pioruny idą na bory i lasy.
— Dobrze, dobrze, bądź spokojny mistrzu!
— Zawsze to samo nieśmiertelne: bądź spokojny! O! młodości szalona, zarozumiała! — zawołał stary z grobowym śmiechem, odsłaniającym bezzębne szczęki.
— Mistrzu — podchwycił Acharat — ogień twój gaśnie, tygiel stygnie; co znajduje się w tym tyglu?
— Idź i zobacz! Acharat odkrył naczynie i ujrzał kawałek węgla zeszklonego, wielkości orzecha.
— Djament! — wykrzyknął.
Lecz zaraz dodał:
— Ale plamisty, bez wartości.
— Bo ogień wygasł, Acharacie, bo przykrycia nie było nad kominem, czy słyszysz?
— Przebacz, mistrzu, — rzekł młodzieniec, obracając djament, to błyszczący, to znów matowy. — Przebacz i posil się, pokrzep swe siły.
— Nie potrzebuję, przed dwoma godzinami wypiłem łyżeczkę eliksiru.
— Mylisz się mistrzu, piłeś o szóstej rano!
— A teraz która godzina?
— Druga po północy.
— Boże! — zawołał uczony, składając ręce —
Strona:PL Dumas - Józef Balsamo.djvu/54
Ta strona została skorygowana.