powinszować, że z dwojga złego mniejsze wybrała; powiedziawszy to, księżna naraz urwała: spotkała drugie spojrzenie króla.
— O kim jednakże mówisz, księżno? — zapytał marszałek, udając, iż się nie domyśla o kogo chodzi.
— Nie powiedziano mi nazwiska, słowo daję.
— Co za nieszczęście! — mruknął marszałek.
— Ja je odgadłam jednakże; zróbcie więc państwo to samo.
— Gdyby wszystkie damy, które mają wstęp u dworu, przestrzegały zasad honoru starej szlachty francuskiej — powiedziała pani de Guémenée z goryczą — złożyłyby wizytę starej damie z prowincji za jej wzniosły pomysł złamania nogi.
— Piękna myśl, na honor! — wykrzyknął Richelieu — ale trzebaby dowiedzieć się najpierw, jak się nazywa parafjanka, która nas z tak wielkiego wybawiła niebezpieczeństwa; nie ma już bowiem obawy — wszak tak, droga księżno?
— Za nic zgoła nie zaręczam; w tej chwili leży w łóżku niezdolna się ruszyć.
— A gdyby — powiedziała znowu pani de Guémenée — gdyby ta kobieta inną chrzestną sobie znalazła?... Osóbka to bardzo ruchliwa.
— O! nie, nie tak to łatwo znaleźć inną.
W tej chwili król się w tę stronę skierował.
Wszyscy umilkli, a jasny i czysty głos Ludwika XV rozbrzmiał po salonie.
— Dowidzenia, moje panie.
Strona:PL Dumas - Józef Balsamo.djvu/545
Ta strona została przepisana.