Strona:PL Dumas - Józef Balsamo.djvu/546

Ta strona została przepisana.

— Dobranoc, panowie!...
Wszyscy powstali i zrobił się ogromny ruch w galerji.
Król poszedł ku drzwiom i, naraz zawróciwszy, powiedział:
— Ale, jutro w Wersalu odbędzie się prezentacja.
Słowa te piorunem spadły na zgromadzenie.
Król powiódł wzrokiem po grupie dam, które blednąc, spoglądały po sobie.
Wyszedł, nie dodawszy ani jednego słowa więcej.
Zaledwie atoli przestąpił próg wraz z licznym orszakiem szlachty i osób, należących do świty, gdy pomiędzy pozostałymi nastąpił gwałtowny wybuch.
— Przedstawienie! — wybełkotała księżna de Grammont zielona prawie. — Co Jego Królewska Mość chciał przez to powiedzieć?
— Księżno! — odparł marszałek z jednym z tych uśmiechów, którego nie przebaczali mu najlepsi jego przyjaciele — czy to nie ta sama przypadkiem prezentacja, o której opowiadała pani?
Królewny dotknięte przygryzły wargi.
— Niepodobna! — głucho odpowiedziała księżna.
— E! — powiedział marszałek — teraz tak doskonale i szybko nastawiają złamane nogi.
Pan de Choiseul zbliżył się i położył rękę na ramieniu siostry, na znak ostrzeżenia, ale była ona tak znękaną — iż na nic nie zważała.