kapryśna, jak przepowiednia złowroga, kazała nosić kobietom z arystokracji głowy wysoko, pysznić się fryzurami, stroić je olśniewająco, bo niestety! główki te prześliczne miały w czasie niedługim spaść do kosza gilotyny.
Aby upiększyć taką fryzurę, nietylko potrzeba było artysty, ale człowieka, oddanego całkiem swej sztuce i cierpliwego bez granic.
Dlatego właśnie, ze wszystkich rzemieślników, tylko fryzjerowi wolno było nosić szpadę.
Jan Dubarry, bojąc się, aby sławny Lubin, fryzjer dworski, nie skrewił przypadkiem, ofiarował mu jako zachętę pięćdziesiąt luidorów.
Pomimo to niespokojnie oczekiwano godziny szóstej, a gdy minęło i wpół do siódmej i trzy na siódmą, niepokój zamienił się w rozpacz prawdziwą. Jedna tylko została nadzieja, że człowiek sławy takiej, jak Lubin, lubi dać na siebie czekać.
Nareszcie siódma wybiła, wicehrabia posłał na zwiady.
Lokaj w kwadrans powrócił.
Tylko ci, którzy kiedykolwiek oczekiwali dobrej i pożądanej wiadomości wiedzą, ile sekund jest w kwadransie.
Służący widział się z samą panią Lubin, która zaręczała, że mąż jej udał się już do pani Dubarry i że zapewne już tam być musi.
— Czekajmy — rzekła Dubarry — może go w drodze co zatrzymało.
— Nic jeszcze nie stracone — dodała hrabi-
Strona:PL Dumas - Józef Balsamo.djvu/559
Ta strona została przepisana.