Strona:PL Dumas - Józef Balsamo.djvu/565

Ta strona została przepisana.

— Nikt mnie nie przysłał. Wyczytałem w gazecie, iż pani hrabina ma być dziś przedstawioną u dworu. A może wypadkiem brak jej fryzjera pomyślałem, i ośmieliłem się przyjść.
— Jakże się pan nazywasz? — zapytała hrabina trochę zażenowana.
— Leonard, proszę pani.
— Tylko Leonard! nie słyszałam nic o panu.
— Jeśli pani hrabina przyjmie usługi moje, cały Paryż jutro będzie o mnie wiedział.
— Hm! hm! — odezwał się Jan — uczesanie uczesaniu nie równe...
— Jeśli pani mi nie ufa, odchodzę.
— Bo to widzi pan, nie mam czasu na próby...
— Poco próby? naco próby? — zawołał młody człowiek w uniesieniu, przyjrzawszy się dobrze pani Dubarry. — Rozumiem dobrze, że pani powinna olśnić ubraniem gołwy i przez ten czas, gdy się przypatruję, wymyśliłem już coś tak cudownego, że napewno wywoła podziw.
I młodzieniec przybrał postawę tak pewną siebie, iż hrabina zachwiała się trochę, a w serce Jana i Chon wstąpiła nadzieja.
— No, to spróbujemy — rzekła zwyciężona śmiałością fryzjera.
— Przedewszystkiem prosiłbym o pokazanie mi sukni pani hrabiny, aby zastosować ubranie głowy...
— O! moja suknia — zawołała pani Dubarry