— To przerażające! — dodała hrabina.
— Przeciwnie, wtrącił Jan — dowodzi to, że masz nieprzyjaciół potężnych, lecz równocześnie oddanych ci przyjaciół.
— Niech to będzie sam djabeł — zawołała hrabina — nie dbam o to, byleby mi tylko pomógł zwyciężyć Grammont’ów!
— A teraz — odezwał się Jan — myślę...
— Co myślisz?
— Że możesz z całą ufnością powierzyć główkę swoją temu panu...
— Co ci daje tę pewność?
— Przebóg! czy nie domyślasz się, że ten sam przyjaciel go przysłał, co i suknię dostarczył?
— Ależ ja przyszedłem ze swego natchnienia — rzekł Leonard.
— No, no, kochany panie, cała historja z gazetą — to komedyjka.
— Prawda święta, proszę pana.
— Przyznaj się pan — dodała Dubarry.
— Pani hrabino, mam oto jeszcze gazetę w kieszeni, schowałem ją na papiloty.
I Leonard wyjął dziennik w którym donoszono o przedstawieniu.
— A teraz do dzieła — rzekła Chon, — bo oto ósma bije.
— Nic pilnego — odparł fryzjer, — godzina czasu wystarczy na drogę z Paryża do Wersalu.
Strona:PL Dumas - Józef Balsamo.djvu/568
Ta strona została przepisana.