— Cud, cud prawdziwy! — rzekła Chon. Suknia zupełnie jak na miarą robiona.
— A kareta czy ładna? — zapytała hrabina.
— Prześliczna... oglądałem ją w środku, odpowiedział Jan — wybita atłasem białym, wyperfumowana esencją różaną.
— Więc wszystko wybornie! — zawołała Dubarry, klaszcząc w rączki. — Jeżeli się fryzura uda, panie Leonardzie, los wasz zapewniony.
Leonard zabrał się do główki hrabiny i odrazu dał się poznać jako artysta pierwszorzędny.
Pośpiech, gust, doskonałe zrozumienie rodzaju piękności pani Dubarry, wszystko to uwydatnił w trudnej sztuce czesania.
Po upływie trzech kwadransów hrabina wyszła z rąk jego piękniejsza niż Afrodyta.
Leonard rzucił jeszcze okiem na gmach wspaniały, wznoszący się na głowie hrabiny, poprawił go, umocował, a poprosiwszy o wodę do rąk i podziękowawszy pokornie Chon, która z nadmiaru wdzięczności, służyła mu jak królowi, chciał się oddalić.
— Panie!... — zawołał Dubarry, — dowiedz się, że jestem zawzięty w miłości, również jak i w nienawiści. Sądzę zatem, iż powiesz, kto jesteś?
— Mówiłem już; jestem młody, początkujący fryzjer, a nazywam się Leonard.
— Pan, początkujący? Boże wielki! toż mistrzem jesteś w swojej sztuce!
— Odtąd zawsze będziesz mnie czesał, panie Leonardzie — odezwała się hrabina, przeglądając
Strona:PL Dumas - Józef Balsamo.djvu/571
Ta strona została przepisana.