Strona:PL Dumas - Józef Balsamo.djvu/577

Ta strona została przepisana.

— A ty, książę, nie jesteś chory przypadkiem? — zapytał Ludwik tak, aby go usłyszeli de Choiseul i de Grammont.
— Czuję się zawsze najzdrowszym, gdy spotkać mnie ma zaszczyt ujrzenia Waszej Królewskiej Mości...
— Dlaczegóż jednak niema tu twojej córki, hrabiny d‘Egmont? — rozglądając się dokoła zapytał król...
— Biedna hrabina rozpaczała, że nie może złożyć dziś czci swojej królowi, ale chora jest, bardzo chora, Najjaśniejszy Panie.
— Tem gorzej! tem gorzej!
Obchodząc dalej salon, zatrzymał się Ludwik przed panią de Mirepoix i zaczął mówić z nią z taką uprzejmością, iż ją tem zaambarasował widocznie...
— Oto nagroda za zdradę — szepnął jej do ucha marszałek; — jutro zostanie pani obsypana zaszczytami, gdy tymczasem my!...
— Zdaje mi się, Mości Książę, że i ty zdradzasz Choiseul’ów skoro się tu znajdujesz... Przysięgałeś także przecie...
— Tylko za moją córkę, marszałkowo, za moją biedną Septymanję. Popadnie z pewnością w niełaskę za zbytek wierności.
— Swojemu ojcu! — odparła marszałkowa.
Marszałek udał, że nie dosłyszał i zapytał:
— Czy nie uważałaś marszałkowo, że król jest bardzo zaniepokojony?