Strona:PL Dumas - Józef Balsamo.djvu/579

Ta strona została przepisana.

— Twoja bajeczka, marszałkowo, ma wszystkie pozory prawdy.
— Coś za długo nie widać hrabiny!
— Król się widocznie niepokoi i będzie w gorszeni coraz usposobieniu.
— Dlaczego?
— No... dwadzieścia minut po dziesiątej, z pewnością już nie przyjedzie!
— O! marszałkowo! marszałkowo!... ależ byłby to skandal obrzydliwy...
— Powód do procesu kryminalnego... bo, o ile wiem z dobrego źródła, jest tam i porwanie, i gwałt, i nawet obraza majestatu.
— Choiseul’owie wszystko stawili na kartę.
— Patrz, król znowu we framudze.
Rzeczywiście, Ludwik XV, ponury i gniewny, podszedł do okna i oparł czoło na chłodnej szybie.
W trakcie tego, jak liście przed burzą, rozmowa dworzan zaszumiała naraz w sali.
Zegar uderzył wpół do jedenastej. Drżące dźwięki jego skonały w olbrzymiej komnacie.
Pan de Maupeau zbliżył się do króla i rzekł:
— Śliczna pogoda, Najjaśniejszy Panie.
— Przepyszna. — Czy ty pojmujesz, co to znaczy, panie Maupeau?
— Co takiego? Najjaśniejszy Panie?
— To dziwne opóźnienie się jakieś! Biedna hrabina!