Młodzieniec skoczył na stopień, nachylił się do pudła karety i słuchał.
— Może pani być zupełnie spokojna — rzekł powracając.
Kobieta skłoniła głowę i wpadła w zadumę; młody człowiek patrzył na nią uważnie.
A miał na co patrzyć. Była to bowiem śliczna dwudziesto-czteroletnia brunetka, o płci ciemnej, matowej. Cudne niebieskie oczy, wzniesione w górę, błyszczały jak gwiazdy, a włosy czarne, niepudrowane, wbrew ówczesnej modzie, spadały na szyję o odcieniach opalu.
Naraz powzięła zamiar jakiś.
— Gdzie się teraz znajdujemy? — zapytała.
— Na drodze ze Strasburga do Paryża, o dwie mile od Pierrefitte.
— Co to jest Pierrefitte?
— Małe miasteczko.
— A za Pierrefitte co będzie?
— Bar-le-Duc.
— Czy to także miasto?
— Tak pani.
— Ludne?...
— Ma cztery, czy pięć tysięcy mieszkańców.
— Czy niema stąd jakiej bliższej drogi do Bar-le-Duc?
— Niema, a przynajmniej ja o niej nie wiem.
— Peccato! — rzekła zcicha, cofając się do kabrjoletu.
Młodzieniec poczekał jeszcze chwilę, a widząc
Strona:PL Dumas - Józef Balsamo.djvu/58
Ta strona została skorygowana.