Strona:PL Dumas - Józef Balsamo.djvu/581

Ta strona została przepisana.

Fala dworzan, popchnięta ciekawością, zbliżyła się do króla.
Pani de Mirepoix znalazła się najbliżej.
— O! jaka piękna! jaka piękna! — zawołała składając ręce z uwielbieniem.
Król uśmiechnął się do marszałkowej.
— Czarodziejka, nie kobieta — rzucił Richelieu. Król skinął przychlnie głową staremu dworakowi.
W rzeczy samej, pani Dubarry nigdy nie wydawała się tak piękną, ani tak uroczą, ani tak niewinnie wzruszoną, jak w tej chwili. Postawa szlachetna, chód pełen lekkości i wdzięku oczarował całe zgromadzenie. Zachwycająco urodziwa w stroju wytwornym, ale względnie skromnym, z prześlicznie przybraną główką, weszła prowadzona za rękę przez panią de Béarn. Ta ostatnia pomimo straszliwego bólu nie kulała, róż tylko opadał kawałkami z jej zwiędłego oblicza, strząsany drżeniem nerwowem, wywoływanem przy każdem posunięciu skaleczonej nogi.
Oczy wszystkich spoczęły na tej szczególnej parze.
Stara dama, z obnażonemi jak za czasów młodości ramionami, z włosami spiętrzonemi, z oczami zapadłemi i świecącemi jak u sowy, stąpająca jak kościotrup we wspaniałym swoim stroju, była symbolem zamierzchłej przeszłości, która podaje rękę chwili obecnej, tchnącej urokiem świeżości.
Ta oschła i zimna powaga, prowadząca tę uro-