tu dzisiaj, gdyby nie zachorowała. Biedna Septymanja!
Hrabina bardziej jeszcze badawczo spojrzała na księcia. Stał on przed nią uśmiechnięty, nieodgadniony.
— Wybacz, hrabino, że ci przerwałem, mówiłaś wszak o sidłach?...
— A no tak; pozbawiwszy mnie fryzjera, wydarto mi suknię, prześliczną moją suknię.
— A! jakież to ohydne: lubo znowu co prawda, hrabino, potrafiłaś się wybornie bez niej obejść... ta, którą masz na sobie, zrobiona jest z przepysznej tkaniny... Materja chińska, haftowana w kwiaty, nieprawdaż? — Gdybyś pani była do mnie się w swoim kłopocie udała, jak to na przyszłość robić powinnaś, byłbym ci przysłał suknię, którą córka moja kazała sobie na twoją prezentację przygotować, a która tak jest do tej podobna, iż przysiągłbym, że jest ta sama...
Pani Dubarry pochwyciła księcia za obydwie ręce, zaczęła bowiem pojmować, kto był tym czarownikiem, co ją z kłopotu wybawił.
— A czy wiesz, książę, jaką karetą tu przyjechałam?
— Nie, prawdopodobnie swoją własną.
— I karetę moją, książę, sprzątnięto mi, tak samo, jak suknię i fryzjera.
— Ależ to była, widzę, najformalniejsza zasadzka? W jakiejże karecie przybyłaś zatem, hrabino?
Strona:PL Dumas - Józef Balsamo.djvu/586
Ta strona została przepisana.