— Najpierw powiedz mi, książę, jak wygląda kareta pani d‘Egmont?
— Na honor, zdaje się, że w przewidywaniu dzisiejszego wieczoru, zadysponowała sobie karetę, wybitą białym atłasem, ale zbrakło czasu na wymalowanie herbu.
— Róże łatwiej się maluje, niż bardzo skomplikowane herby rodziny Richelieu i d’Egmont.
Wiesz, książę, żeś jest zachwycającym człowiekiem.
I podała mu obydwie rączki, które stary dworak ujął i zaczął okrywać pocałunkami. Poczuł wtedy, że te śliczne ręce drżały.
— Co się stało? — zapytał, rozglądając się dokoła.
— Książę... — powiedziała hrabina, patrząc błędnemi oczyma.
— Co się stało?
— Kto jest ten człowiek, tam, przy panu de Guémenée?
— Ten w mundurze oficera pruskiego?
— Tak.
— Ten brunet z czarnemi oczami i twarzą wyrazistą? Hrabino, to jakiś wyższy oficer Jego Królewskiej Mości króla pruskiego, delegowany do uświetnienia obecnością swoją prezentacji dzisiejszej.
— Nie żartuj, książę; ten człowiek był już we Francji przed trzema czy czterema laty; to człowiek, którego znam, którego szukałam, a nigdzie odnaleźć nie mogłam.
Strona:PL Dumas - Józef Balsamo.djvu/587
Ta strona została przepisana.