— Uczynię, co będziesz tylko chciała, hrabino — odpowiedział król.
I zbliżył się do marszałka, który nie stracił ani jednego poruszenia ust hrabiny i który, jeżeli nie słyszał, to odgadł, co mówiła.
— Spodziewam się, kochany książę, iż pani d‘Egmont wyzdrowieje do jutra?
— Bezwątpienia, Najjaśniejszy Panie. Dziś nawet, jeżeli Wasza Królewska Mość życzy sobie tego.
Książę skłonił się przed królem tak, ażeby ukłon ten wyrażał cześć i wdzięczność zarazem.
Król nachylił się do ucha hrabiny i coś jej cichutko powiedział.
— Najjaśniejszy Panie — odpowiedziała z czarującym uśmiechem hrabina — jestem posłuszną Waszą poddaną.
Król skinieniem ręki pożegnał obecnych i oddalił się do swoich apartamentów.
Zaledwie próg sali przestąpił, gdy hrabina jeszcze bardziej wystraszone oczy skierowała na niezwykłego człowieka, który ją tak żywo zajmował.
Człowiek ten wraz z innymi oddał cześć przechodzącemu królowi, ale w ukłonie nawet czoło jego zachowało wyraz dumy, a nawet groźby; skoro zaś wyszedł Ludwik XV, przecisnął się pomiędzy tłumami i stanął w odległości dwóch kroków od pani Dubarry.
Strona:PL Dumas - Józef Balsamo.djvu/590
Ta strona została przepisana.