Strona:PL Dumas - Józef Balsamo.djvu/594

Ta strona została przepisana.

każdego z trzech książąt malował się wyraźnie na ich obliczu.
Dziesiąta biła na ratuszu w Compiégne, kiedy wartownik ujrzał na dzwonnicy wioski Claives, zatkniętą białą chorągiew, która miała być znakiem, że delfinowa już blisko.
Natychmiast uderzył w dzwon, dając sygnał, na który odpowiedział wystrzał armatni z placu przed zamkiem.
W tejże chwili król, jakgdyby tylko na to oczekiwał, wsiadł do karety, zaprzężonej w ośm koni, i wyruszył środkiem podwójnego szpaleru wojska, a za nim niezliczona ilość dworskich powozów.
Straż przyboczna i dragoni w pełnym galopie torowali drogę wśród tłumów, spragnionych ujrzenia króla i powitania delfinowej.
Sto czterokonnych karet, prawie milową zajmując przestrzeń, wiozło czterysta pań i tyluż panów z najpierwszych rodzin Francji. Wszystko to miało w orszaku hajduków, laufrów i paziów. Dworzanie królewscy na koniach tworzyli błyszczącą armję, która wśród pyłu, wznoszonego kopytami końskiemi mieniła się jak rzeka aksamitu, złota, piór i jedwabiu.
W pośrodku miasta zrobiono przystanek, potem ruszono stępa do oznaczonej granicy, którą był krzyż, umieszczony przy drodze powyżej wioski Magny.
Wszystka młodzież Francji otaczała delfina, wszyscy poważni dostojnicy byli przy królu.