Strona:PL Dumas - Józef Balsamo.djvu/599

Ta strona została przepisana.

— Wielki Boże! — wykrzyknął książę — wszak to baron de Taverney. Hrabino, oto jeden z moich najdawniejszych przyjaciół, którego względom pani polecam: baron de Taverney-Maison-Rouge.
— Ojciec!, — powiedzieli razem Jan i hrabina, schylając w ukłonie głowy.
— Wsiadać, panowie, wsiadać! — zawołał w tej chwili marszałek dworu, dowodzący eskortą.
Dwaj starzy arystokraci pożegnawszy hrabinę i wicehrabiego, udali się razem do powozu, szczęśliwi ze spotkania po tak długiem niewidzeniu.
— Wiesz moja droga — rzekł wicehrabia do siostry, — że ojciec nie więcej mi się podoba od dzieci.
— Jaka szkoda, — odrzekła hrabina, — że ten niedźwiedź, Gilbert, uciekł. On wychowany w ich domu, byłby nas w wielu rzeczach objaśnił.
— Odnajdziemy go teraz, gdy już nic innego nie mamy do roboty. Turkot powozów przerwał ich rozmowę.
Nazajutrz, po spędzonej w Compiégne nocy, obydwa dwory podążyły ku Paryżowi, tej rozwartej przepaści, która wszystko miała pochłonąć.