to Lukullusowe atrium; z tą różnicą, że inkrustacje u starożytnych rzymian bywały szczerozłote.
Zagrzebany w ogromnym fotelu, siedząc na skrzyżowanych nogach i chrupiąc czekoladowe pastylki, spoczywał tu pan Zamor, dobrze nam znany, ale nieznany jeszcze Gilbertowi.
Na widok tego przyszłego gubernatora Luciennes, dziwne wrażenie odmalowało się na fizjognomji naszego filozofa.
— O! zawołał wpatrując się z zajęciem w osobliwą figurkę, pierwszy raz bowiem widział murzyna, o! co to jest takiego?
Zamor, wcale nie zmieniwszy pozycji, chrupał w dalszym ciągu czekoladki i z wyrazem zadowolenia przewracał białkami oczu.
— To jest pan Zamor, — powiedziała Sylwja.
— To?... — zawołał Gilbert osłupiały.
— Tak panie — odpowiedziała Sylwja, rozśmieszona także obrotem jaki ta scena przybierała.
— On gubernatorem! ten magot? Pani chyba żartuje ze mnie.
Na te słowa Zamor się wyprostował i pokazał białe zęby.
Ja gubernator, nie magot.
Gilbret badał Zamora i Sylwję niespokojnym wzrokiem, który zapałał gniewem na widok śmiechem wybuchającej kobiety.
Zamor poważny i obojętny, jak fetysz indyjski, zanurzył czarne pazurki w atłasowym woreczku i na nowo zaczął chrupać.
Strona:PL Dumas - Józef Balsamo.djvu/608
Ta strona została przepisana.