W tej chwili drzwi się otworzyły i ukazał się pan Grange w towarzystwie krawca.
— Oto osoba dla której ma być ubranie — rzekł wskazując na Gilberta; — proszę wziąć miarę według danych przeze mnie wskazówek.
Glibert machinalne wyprężył ręce i ramiona, Sylwja zaś i pan Grange zaczęli rozmawiać w głębi pokoju; w miarę opowiadania intendenta, potęgowały się wybuchy śmiechu jego towarzyszki.
— Ależ to będzie prześliczne — mówiła Sylwja; — a czy będzie miał także czapkę szpiczastą, jak Sganarello?
Nie czekając na odpowiedź, Gilbert, odepchnął gwałtownie krawca i za żadną cenę nie chciał się poddać dalszemu mierzeniu. Nie znał Sganarella, lecz nazwisko to i śmiech panny Sylwji, kazały mu się domyślać, iż to była jakaś nader śmieszna figura.
— Dobrze — rzekł intendent, — nie trzeba zmuszać tego zucha; wszak wiesz już co potrzeba, nieprawdaż?
— Rozumie się, że wiem; a zresztą ubranie takie, im obszerniejsze tem lepsze.
Panna Sylwja, intendent i krawiec wyszli, pozostawiając Gilberta sam na sam z murzynkiem, bezustanku chrupiącym czekoladki i przewracającym białkami oczu.
Ileż tu zagadek dla biednego parafjanina! ile obaw i niepokojów dla filozofa przeczuwającego, że
Strona:PL Dumas - Józef Balsamo.djvu/609
Ta strona została przepisana.