— Nigdy dla tego, kto odróżnić umie dobre od złego, a sprawiedliwe od niesprawiedliwego.
— Rozumiem: — dobre, to pan Filip de Taverney; — złe — to wicehrabia Dubarry.
— Tak, pani, przynajmniej według mego zdania i sumienia.
— Warto było podnieść go z drogi! — rzekła Chon cierpko — pięknie mi się odpłaca ten, który winien mi życie.
— Powiedz pani raczej, ten który ci śmierci nie zawdzięcza.
— To wszystko jedno.
— I owszem, to zupełnie co innego.
— Jakto?
— Nie zawdzięczam pani życia, pani a raczej pocztyljon twój przeszkodził twoim koniom pozbawić mnie życia, oto wszystko.
Chon popatrzyła uważnie na logicznego chłopca, dobierającego wyrażeń.
— Mogłabym się spodziewać — rzekła łagodząc głos i uśmiech — więcej grzeczności od towarzysza podróży, który w drodze wiedział, gdzie ręki mojej szukać i z przyjemnością pozwalał moim nóżkom spoczywać na swoich kolanach.
Jej słodycz i łatwość obejścia tak była wyzywająca, że Gilbert zapomniał o krawcu, Zamorze i śniadaniu, na które nie został zaproszony.
— Tak, to dobrze, zaczynamy się oswajać — rzekła Chon, głaszcząc go po twarzy. Będziesz
Strona:PL Dumas - Józef Balsamo.djvu/615
Ta strona została przepisana.