warg grubych i czarnej skóry, będzie mu teraz nadskakiwał i nazywał panem, a nawet jaśnie panem.
— Chyba nie ja, pani — odrzekł Gilbert.
— No proszę! a ja sądziłam, iż najpierwszą zasadą filozofji jest: że wszyscy ludzie są sobie równi?
— Dla tego też nie nazwę Zamora jasnym panem.
Chon zacięła usta; własną bronią została pobita.
— Nie masz widocznie wysokich dążności.
— Przeciwnie — rzekł z błyszczącym wzrokiem Gilbert.
— O ile sobie przypominam, pragnąłeś zostać lekarzem.
— Powołanie niesienia bliźnim pomocy uważam za najszczytniejsze.
— Więc marzenie twoje zostanie urzeczywistnione.
— Jakim sposobem?
— Będziesz lekarzem, i to lekarzem króla.
— Ja! — wykrzyknął Gilbert — ja, który nie mam pojęcia o sztuce lekarskiej? Pani... to żarty!
— A Zamor, czy zna się na tem, co to sztachety, mosty zwodzone i mury? Z pewnością wyobrażenia nie ma, a wcale się tem nie kłopocze. Nie przeszkadza mu to jednak być rządcą pałacu w Luciennes, ze wszystkimi przywilejami, przywiązanymi do tego tytułu.
— Rozumiem teraz! — gorzko odezwał się
Strona:PL Dumas - Józef Balsamo.djvu/619
Ta strona została przepisana.