— Bo, proszę pana... w tym kabrjolecie siedziała jakaś dama.
— Tak jest.
— Był także koń, uwiązany do resorów powozu...
— Tak; ale gdzież on, u djabła?
— Dama z kabrjoletu odjechała na nim.
Podróżny nie krzyknął, ani nie wymówił słowa; skoczył do kabrjoletu, odsłonił firanki i przy świetle błyskawicy ujrzał puste wnętrze.
— Na krew Chrystusa! — ryknął wściekle i opuścił ręce.
— Dopędzać Dżerida na jednym z tych koni — wyrzekł — znaczyłoby wysłać w pogoń żółwia za gazellą... Dowiem się jednak, dokąd się udała, jeżeli tylko...
Wyjął spiesznie z kieszeni pugilares, w którego przegródce znajdował się pukiel czarnych włosów, zawiniętych w papier.
Na widok włosów tych, twarz podróżnego wypogodziła się i uspokoiła.
— Odnajdę ją — rzekł, przeciągając ręką po czole spoconem — odnajdę z pewnością. Czy kazała mi co powiedzieć?
— Kazała powiedzieć, iż nie z nienawiści pana porzuca, lecz że jest dobrą chrześcijanką... pan zaś...
Młodzieniec się zawahał.
— Ja zaś? — powtórzył podróżny.
Strona:PL Dumas - Józef Balsamo.djvu/62
Ta strona została skorygowana.