Strona:PL Dumas - Józef Balsamo.djvu/623

Ta strona została przepisana.

ku oknu, wychodzącemu na tarasy, wzniesione na ośmnaście stóp od ziemi, wysypane miękkim piaskiem i okolone rozłożystemi drzewami, których konary ocieniały balkony.
Podarł swoją długą togę na trzy pasy, których końce pozwiązywał, na stole położył kapelusz, woreczek i napisał:

Pani!

„Największym skarbem jest swoboda. Zachować ją, jest pierwszym obowiązkiem każdego człowieka. Zadajesz mi gwałt, więc się wyswobadzam“.

Gilbert.

Złożył papier, zaadresował do panny Chon, przymocował do kraty okna dziesięciołokciowy pas, wyślizgnął się jak jaszczurka, z narażeniem życia skoczył na taras i chociaż ogłuszony tym skokiem, podbiegł do drzewa, wdrapał się na gałęzie, zsunął się po nich i stanął na ziemi, a po chwili puścił się co tchu w kierunku lasów Ville-de Avray. Po upływie pół godziny, gdy po niego przysłano, już był daleko, bezpieczny od wszelkiej pogoni.