— Nie wiem, jak to wyrazić? — powiedziała, że pan jesteś ateuszem, niedowiarkiem, któremu Bóg tej nocy ostatnie zesłał ostrzeżenie, powiedziała, że błaga pana, abyś tej przestrogi usłuchał.
— I to wszystko, co ci powiedziała?
— Wszystko.
— Dosyć, mówmy o czem innem.
Przy tych słowach ostatnia chmura zeszła z czoła nieznajomego.
Młodzieniec patrzył na tę twarz, odbijającą sprzeczne uczucia, patrzył z ciekawością, dowodząc, że i on umiał obserwować.
— A teraz — wyrzekł podróżny — powiedz mi, młody przyjacielu, jak się nazywasz?
— Gilbert, proszę pana!
— Gilbert? tylko Gilbert? — ależ to tylko imię chrzestne?
— Jest to moje nazwisko rodzinne.
— Widocznie, kochany Gilbercie, Opatrzność postawiła cię na mej drodze. Prowadź mnie więc do końca. Wskaż mi schronienie jakie na noc dzisiejszą.
— Niedaleko jest skała, pod którą ukryłem się przed burzą.
— Ba, wolałbym coś w rodzaju domu — z dobrą kolacją i wygodnem łóżkiem.
— O to będzie trochę trudniej.
— Czyż tak daleko stąd do jakiej wioski?
Strona:PL Dumas - Józef Balsamo.djvu/63
Ta strona została skorygowana.