— E! mój Boże, stary czy młody, ilu nas jest, podlegamy prawom siły rządzącej. Jednymi rządzą ludzie, innymi przekonania, a najpotężniejsi władcy to nie zawsze ci, co kierują słowem lub ręką żelazną.
— Być może — odrzekł Gilbert — ja więc słucham przekonań swoich.
Duch ludzki, myślący, zasadom tylko podlegać może bez wstydu.
— A jakie są twoje zasady? zdaje mi się, że za młody jesteś abyś je miał wyrobione?
— Wierzę, że wszyscy ludzie są braćmi, że każdy, rodząc się, przyjmuje obowiązki względem swych bliźnich. Wiem, że Bóg złożył we mnie wartość jakąś, choćby najmniejszą, i że ponieważ uznaję wartość innych, mam prawo wymagać, aby i mnie uznawano. Dopóki nie popełnię podłości, mam prawo jako człowiek, do szacunku.
— Aha! więc uczyłeś się?
— Niestety! wcale nie, — czytałem tylko Rozprawy o nierówności stanów i Umową społeczną. Z tych dwóch książek pochodzi wszystko, co umiem i o czem marzę.
Na te słowa zabłysły oczy nieznajomego, o mało nie zgniótł w ręku ślicznej xerantemy, którą wkładał właśnie do pudełka.
— Więc takie są twoje zasady?
— Może nie są one pańskiemi — odpowiedział młodzieniec — ale wyznaje je Jan-Jakób Rousseau.
— Tylko — rzekł nieznajomy z niedowierza-
Strona:PL Dumas - Józef Balsamo.djvu/635
Ta strona została przepisana.