— Zatem, podług pana, Rousseau jest człowiekiem powierzchownym?
— Tak; może trochę mniej powierzchownym, niż inni, ale na tem koniec.
— Dużo ludzi czułoby się szczęśliwymi, gdyby mogli być jemu podobni.
— Czy do mnie to mówisz? — zapytał nieznajomy dobrodusznie.
— Niech Bóg zachowa — zawołał Gilbert — zanadto mi przyjemnie z panem rozmawiać, abym go chciał obrazić.
— Z czego ci zatem rozmowa ze mną się podoba? Powiedz mi, bo nie przypuszczam, abyś mi płacił pochlebstwem, za kawałek chleba i kilka wisien.
— O! nigdy nie umiałbym pochlebiać za skarby świata całego! Ale pan pierwszy rozmawiasz ze mną bez dumy, z dobrocią, jak się mówi z młodzieńcem. I choć nie zgadzamy się w zdaniach co do Rousseau‘a, jest coś w panu, co mnie pociąga.
— Zdaje mi się, rozmawiając z panem, iż znajduję się w pysznym salonie o zamkniętych okiennicach, którego umeblowanie bogate odgaduję tylko. O gdyby pan, mówiąc do mnie, odsłonił choć promień wiedzy swojej, z pewnością zostałbym olśnionym!
— Wyrażasz się w ten sposób, młodzieńcze, iż, sądząc z tego, można myśleć, żeś odebrał wychowanie staranne.
Strona:PL Dumas - Józef Balsamo.djvu/642
Ta strona została przepisana.