Strona:PL Dumas - Józef Balsamo.djvu/647

Ta strona została przepisana.

zem, gdy zobaczyłem listonosza, kazałem mu adres odczytać; był następujący:
„Do pana barona de Tavemey Maison-Rouge — we własnym zamku, przez Pierrefitte“.
Do każdej z liter pisanych przyłożyłem podobnegoż brzmienia literę drukowaną i przekonałem się, że oprócz trzech, wszystkie zgłoski alfabetu mieściły się w dwóch linjach adresu.
Następnie naśladowałem pismo panny Andrei, a po ośmiu dniach, skopjowawszy z dziesięć tysięcy razy adres, umiałem już pisać. Piszę zatem wcale nieźle. Osądź pan sam, czy nadzieje moje są wygórowane? Ponieważ piszę i czytałem, co tylko mogłem i ponieważ zastanawiałem się nad tem, co czytałem, czyż nie znajdę człowieka, który zużytkuje pióro moje, oczy i język mój?
— Zapominasz, że to już niewola. Być sekretarzem, czy lektorem! to zawsze służba.
— To prawda — szepnął Gilbert, blednąc — ale ja muszę dojść do celu. Będę brukował ulice, wodę nosił a dojdę lub umrę w drodze, co na jedno wyjdzie.
— No, no — powiedział nieznajomy — toś ty naprawdę odważny.
— A pan czem się trudnisz? — zapytał Gilbert — powiedz mi, dobry panie. Ubrany jesteś jak finansista.
Starzec uśmiechnął się melancholijnie.