nieznajomy; — biorę cię z sobą do Paryża i postaram się tam dla ciebie o pracę niezależną.
— O! panie! — wykrzyknął Gilbert uszczęśliwiony.
— Następnie, powściągając się, dodał:
— Ma się rozumieć, że będę pracował rzetelnie i że nie będzie to żadna jałmużna?
— Bądź spokojny, za biedny jestem na to i nie taki głupi, abym byle komu dobrodziejstwa świadczył.
— Tak to lubię — powiedział Gilbert, nie urażony wcale — przyjmuję pańską ofiarę i dziękuję z całego serca.
— Więc już postanowione, idziesz ze mną do Paryża?
— O tak, jeżeli tylko pan zezwolisz.
— Przecież sam zaproponowałem.
— Jakie będą obowiązki moje względem pana?
— Żadne. Będziesz pracował i sam sobie pracę wybierzesz; będziesz miał prawo być młodym, szczęśliwym i wolnym, a nawet odpoczywać, jak zarobisz na odpoczynek — dodał nieznajomy, uśmiechając się pomimowoli i wznosząc oczy do nieba:
— Och! młodość! śmiałość! swoboda! — szepnął z westchnieniem.
— Zatem — rzekł weselej — teraz, gdyś już nie sam i nie opuszczony, możebyśmy napełnili ziołami pudełko drugi raz. Mam tu papier szary, w którym ułożymy zbiór pierwszy. A możeś głodny? mam jeszcze chleba kawałek.
Strona:PL Dumas - Józef Balsamo.djvu/649
Ta strona została przepisana.