Strona:PL Dumas - Józef Balsamo.djvu/659

Ta strona została przepisana.
XLII
PAN JAKÓB

Gilbert zachwycony szczęściem, które mu zawsze sprzyjało w najtrudniejszych chwilach, szedł naprzód, oglądając się od czasu do czasu na człowieka, który nad nim zapanował kilkoma słowy.
Zaprowadził go rzeczywiście do przepysznych mchów włoskowatych. Gdy staruszek przestał zbierać mchy, puścili się na nowe poszukiwania.
Gilbert bardziej, niż sądził, biegłym był w botanice. Wśród lasów zrodzony, znał wszystkie rośliny leśne, jak towarzyszy lat dziecięcych, lecz tylko z nazw ludowych. Staruszek tłumaczył mu te nazwy na język naukowy, co Gilbert starał się naśladować, znajdując okazy z tej samej rodziny. Zdarzyło mu się przytem przekręcić wyraz grecki lub łaciński, wtedy nieznajomy objaśniał mu pochodzenie ich i uczył go tym sposobem rozumieć nietylko nazwy, lecz i znaczenie słów greckich i łacińskich, któremi Pliniusz, Lineusz lub Jussieu ochrzcili te rośliny.