Strona:PL Dumas - Józef Balsamo.djvu/669

Ta strona została przepisana.

— A teraz, moja żono — rzekł, stawiając butelkę na stole — zajmij się, proszę, posłaniem dla tego młodzieńca; musi być bardzo znużony.
Widelec wypadł z ręki Teresy i utkwiła wystraszony wzrok w mężu.
— Posłaniem! czyś oszalał? Sprowadzasz mi kogoś na nocleg! W swojem łóżku chyba go położysz? Przewróciło ci się w głowie. Hotel zakładasz widocznie? W takim razie, proszę na mnie nie liczyć; poszukaj sobie kucharki i posługaczki; nie dosyć tobie, lecz i innym wysługiwać się jeszcze będę!
— Tereso mówił Jakób tonem poważnym i stanowczym — wysłuchaj mnie, proszę, droga moja: to na jedną noc tylko. Ten młody człowiek nigdy nie postał w Paryżu, a przybywa pod moją opieką. Nie chcę, nie pozwolę, aby nocował w zajeździć choćby mi przyszło, jak mówisz, odstąpić mu łóżka..
Po tem powtórnem okazaniu swej woli, starzec zdawał się czekać.
Wtedy Teresa, która badawczo przyglądała się każdemu muskułowi jego twarzy i zdawała się pojmować, ze walka w tym razie jest niemożebną, nagle zmieniła taktykę.
Porażkę poniosłaby, walcząc przeciw Gilbertowi; wzięła więc jego stronę; wprawdzie jak sprzymierzeniec, do zdrady gotowy.
— Co prawda — rzekła — ponieważ ten młody pan z tobą przyszedł, widocznie znasz go dobrze i lepiej niech u nas pozostanie. Przygotuję