Strona:PL Dumas - Józef Balsamo.djvu/673

Ta strona została przepisana.
XLIII
MANSARDA PANA JAKÓBA

Schody, od pierwszego stopnia wąskie i strome, powyżej trzeciego piętra, gdzie mieszkał p. Jakób, stawały się coraz węższe i uciążliwsze. Starzec i jego protegowany z trudem wdrapywali się na strych. Teresa miała słuszność; był to strych prawdziwy, podzielony na cztery komory, z których trzy były niezajęte, żadna zaś nie nadawała się właściwie na mieszkanie.
Dach obniżał się tak nagle, że tworzył z podłogą kąt ostry. W dachu, pośrodku, małe okienko bez szyb przepuszczało nieco światła; świeżego powietrza zato dostarczało aż do zbytku, szczególnie w zimie.
Na szczęście zbliżało się lato, jednak mimo ciepłej pory, przeciąg omal nie zgasił świecy, którą trzymał Jakób.
Siennik, tak zachwalony przez gospodarza, leżał rzeczywiście na ziemi i rzucał się odrazu w oczy, był to bowiem główny i jedyny sprzęt w pokoju.